Wiosna idzie, życie towarzyskie na osiedlach zaczyna odżywać, różne ławeczki i murki w zacisznych zakamarkach blokowisk znów tętnią życiem. I plotkami… | |
– Człowieku! Przecież oni w tym urzędzie to biorą w łapę na potęgę! – klarował jeden miłośnik złotego trunku drugiemu przy trzeciej kolejce. – Ale w którym urzędzie? W gminie czy w starostwie? – próbował sprecyzować drugi, widać z natury dociekliwy. – A kto ich tam rozróżni… Oni to wszyscy biorą! – zmieszał się gawędziarz śledczy. – No dobra, to opowiadaj – za co im tam smarowałeś? – dopytuje ten bardziej widać w urzędach bywały. – Ja? Ja to bym im, dziadom, złotówki nie dał! A właśnie – masz może pożyczyć? Brakuje mi 90 groszy do piwa… O, dzięki – oddam, jak będę miał. – To skąd wiesz,że biorą? – kompan nie odpuszcza. – Szwagier mi mówił… Sąsiad mu opowiadał, że jego szef to ostatnio jakąś zgodę dostał na budowę – no to przecież musiał posmarować, nie?
Głupio tak podsłuchiwać, ale walczyłem akurat z urwaną sznurówką i musiałem tę nierówną walkę wygrać, żeby po kilku krokach nie zgubić buta w osiedlowym błotku. Jeszcze chwilka i biegnę dalej, ale póki co… – No ale dziwisz się że biorą? Każdy by brał, jakby dawali… – dociekliwy jakby bardziej zna życie, ale napastliwy wytacza ciężkie działa: – Ja to bym w życiu łapówki nie wziął! Choćby nie wiem, ile dawali! – zarzeka się ten rozgoryczony. – A skąd ty niby możesz wiedzieć? Ktoś ci już kiedyś dawał i nie wziąłeś? – ucina kpiąco ten życiowy. Pocieszna wymiana zdań, ale chyba nieźle oddaje poziom niektórych dyskusji w Internecie – choćby na temat najróżniejszych gminnych inwestycji czy inicjatyw. Jeszcze w fazie rozmów, projektów, pomysłów, i uchwał intencyjnych a już „miasto” wie, kto i jak na tym skorzysta, że urzędnicy przeżrą cały budżet, że chodzi tylko o stołki i posadki, że pic na wodę i fotomontaż. Krytykujemy każdą próbę zmiany, ale jednocześnie oczekujemy, że będzie inaczej – lepiej, taniej, ciekawiej. Muzycy z innych rejonów Polski niechętnie koncertują w Warszawie – wiedzą, że tutaj publika to „loża szyderców”. Najwyraźniej należymy już do aglomeracji warszawskiej… Nie chcę tym tekścikiem bronić żadnych instytucji w Ossowie ani parków przy Muzeum – póki co tych inicjatyw nie ma jeszcze z czego rozliczać, w przeciwieństwie do konkursu dla wołomińskich podatników czy budżetu szpitala. Na tych tematach używać może sobie każdy, kto ma argumenty. Sam chętnie poznam kilka szczegółów… Zanim jednak zaczniemy mówić głośno o różnych „śmierdzących sprawach” zastanówmy się, czy ten ich nieprzyjemny zapaszek nie wynika przypadkiem z tego, że sami obrzuciliśmy je łajnem. Łukasz Rygało |