Do końca 2020 roku co najmniej 80 proc. odbiorców ma mieć zainstalowane w domach liczniki, które na bieżąco będą przesyłały do dostawców informację o zużyciu prądu. Taki plan posłowie rządzącej koalicji wpisali do projektu zmian w prawie energetycznym. Fundacja Panoptykon alarmuje, że operatorzy będą mogli w ten sposób zbierać szczegółowe dane o stylu życia swoich klientów. | |
W założeniu nowy zintegrowany system zbierania informacji o zużyciu prądu ma umożliwić bardziej świadome zarządzenie energią elektryczną. Z jednej strony dostawca będzie dokładnie wiedział, ile prądu potrzebujemy i dzięki temu będzie mógł ograniczać straty związane z przesyłem. Szybciej też dowie się o awariach i będzie mógł lepiej zaplanować inwestycje.
System zakłada także wprowadzenie zróżnicowanych taryf w zależności od tego, kiedy korzystamy z energii. W rezultacie również odbiorca będzie mógł zaoszczędzić i zdecydować, np. że pralkę albo ogrzewanie włączy kilka godzin wcześniej, albo kilka godzin później, bo wtedy prąd będzie tańszy. Jednocześnie będziemy mogli pożegnać się z rachunkami opartymi na prognozach, zamiast tego zapłacimy jedynie za realne zużycie. Fundacja Panoptykon zwraca jednak uwagę na zagrożenia związane z takim stałym monitorowaniem przesyłu energii, w dodatku prowadzonym centralnie. Dane z liczników mają bowiem trafiać do jednej wspólnej bazy obsługiwanej przez Operatora Informacji Pomiarowych, który odpłatnie będzie przekazywał je do sprzedawców. - Obserwując wskazania licznika, można przygotować bardzo precyzyjny profil mieszkania: czy ktoś jest w domu, jakie ma zwyczaje, jakich urządzeń używa - ostrzega w rozmowie z TOK FM przedstawiciel fundacji Wojciech Klicki. Na dowód tego, jak skuteczne może być to narzędzie, przytacza przykład wykrytej w jednym z domów w Holandii plantacji marihuany. - Hodowca został namierzony właśnie dzięki analizie wskazań licznika prądu, który raportował określoną ilość zużycia energii w powtarzających się przedziałach czasowych - tłumaczy Klicki. Zdaniem przedstawicieli fundacji na tej samej zasadzie można również wywnioskować, z jakich innych urządzeń korzystamy w domu, a nawet - przynajmniej teoretycznie - uzyskać dostęp do danych wrażliwych, takich jak informacje o stanie zdrowia (gdy na podstawie poboru prądu będzie można domniemywać, że mamy w mieszkaniu np. sprzęt do dializy) albo o karalności (gdy pobór energii będzie charakterystyczny dla urządzeń wykorzystywanych przy odbywaniu kary z bransoletką na nodze, w systemie dozoru elektronicznego). Co stanie się z danymi? Nie wiadomo To wszystko dość skrajne przypadki, jednak Panoptykon jest zdania, że ryzyko jak najbardziej istnieje. A jest ono realne, tym bardziej że przygotowane przez posłów przepisy w obecnym kształcie nie rozstrzygają wielu kluczowych kwestii. W piśmie skierowanym do posłów z sejmowej komisji gospodarki zwraca uwagę, że projekt nie określa, jak często liczniki będą przekazywały dane. Poza tym nie uzależnia również zakresu przekazywanych danych od celu, do jakiego dane będą wykorzystane. W rezultacie - jak podkreślają przedstawiciele fundacji - minister do celów statystycznych i sprzedawca do wystawienia faktury, ale też do przygotowania spersonalizowanej oferty, otrzymają dokładnie ten sam pakiet informacji. Co więcej, projekt w wersji przygotowanej przez podkomisję nie reguluje czasu, przez który dane mają być przechowywane ani nie nakłada obowiązku niszczenia zbędnych danych. Poseł uspokaja: To nie koniec prac Przewodniczący sejmowej podkomisji, która wpisała do projektu rozwiązania związane z funkcjonowaniem "liczników zdalnego odczytu", poseł PO Tomasz Nowak uspokaja. Jak mówi, obecny kształt regulacji nie jest ostateczny. - Ja również jestem za tym, żeby dane zbierane przez liczniki uniemożliwiały identyfikację konkretnych osób. Oczywiście na początku muszą one być rozpoznawalne, bo idą z konkretnego licznika, ale w pewnym momencie powinny być w sposób automatyczny zacierane - przekonuje w rozmowie z TOK FM poseł Nowak. Parlamentarzysta zapewnia, że w ostatecznym kształcie projektu uwagi dotyczące ochrony danych osobowych zostaną uwzględnione. Fundacja Panoptykon krytycznie odnosi się też jednak do trybu, w jakim zapisy dotyczące wprowadzania "liczników zdalnego odczytu" pojawiły się projekcie. Pierwotnie podobne regulacje znalazły się w propozycji Ministerstwa Gospodarki, budziły różne komentarze i ostatecznie nie trafiły do Sejmu. Teraz zapisy - jak pisze fundacja - tylnymi drzwiami wprowadzili je posłowie. Panoptykon zwraca uwagę, że propozycje pojawiały się na poziomie podkomisji, której prace są trudne do obserwowania, między innymi dlatego, że z jej obrad nie ma sporządzanych stenogramów. Poseł Nowak, przewodniczący wspomnianej podkomisji, odpiera jednak zarzuty i przypomina, że wszystkie omawiane na podkomisji propozycje ostatecznie i tak trafiają do sejmowej komisji gospodarki. Jak mówi, na jej posiedzeniu zarówno Fundacja Panoptykon, jak i inne organizacje będą mogły zgłaszać swoje zastrzeżenia. Źródło: www.tokfm.pl |